Ofelia: No i jest ;) To ostatnia część Owocnej Terapii. Następne krótkie opowiadanie tudzież one-shot pojawi się tu za jakieś dwa/trzy tygodnie.
James
Przytuliłem
się jeszcze mocniej do ciepłego ciała Scotta, całując go
chciwie. Moje ręce wplatały się w jego piękne, ciemne włosy.
Mężczyzna przez chwilę był bierny, pewnie przez szok, lecz zaraz
szybko się otrząsnął i chwycił moje pośladki, ugniatając je.
Jęknąłem głośno wprost do jego ucha, a następnie je
przygryzłem. Następnie zacząłem się o niego ocierać, zazwyczaj
jak się upiję, taki właśnie jestem niewyżyty i przez co nieraz
wpadam w kłopoty. Nagle sam nie wiem kiedy, wylądowałem na miękkim
usłanym płatkami lilii łóżku. Mężczyzna ściągnął ze mnie
koszulkę, następnie zaczął delikatnie całować i pocierać moje
sutki. Jęczałem i wiłem się pod nim z podniecenia.
Niespodziewanie Scott ściągnął mi spodnie wraz z bielizną.
Spojrzał na mnie spod przymrużonych powiek, następnie wziął mnie
w usta. Wygiąłem się w łuk. Było mi bardzo przyjemnie... moje
ciało rozluźniało się, a ja poczułem się…
***
Scott
Chłopak
dosłownie rzucił się na mnie. Nie spodziewałem się tego. James
wydawał się być cholernie niepewną i wstydliwą osobą. A tu...
wyszło szydło z worka. Ocknąłem się i oddałem pocałunek.
Chwyciłem jego pośladki mocno, ugniatając je. Blondyn jęknął
wprost do mojego ucha, a potem pod wpływem chwili, ugryzł mnie w
nie lekko. Przez moje ciało przeszedł kolejny dreszcz podniecenia.
Czym prędzej położyłem go na łóżku i podwinąłem w górę
jego koszulkę. Zacząłem niespiesznie całować i pocierać na
zmianę jego sutki. Jęczał, coraz bardziej zapominając o swoich
obawach i nieśmiałości, którą do tej pory mimo wszystko
ukazywał. Widząc, że chłopak odpłynął w krainę rozkoszy, czym
prędzej zsunąłem mu spodnie wraz z bielizną, a następnie, nim
zdarzył pojąć co robię, pochłonąłem jego męskość w usta.
Jego ciało wygięło się w łuk. Widziałem w jego oczach
przyjemność. Czułem się świetnie z myślą, że to ja mogę mu
ją dać. Od dawna mi się podobał i nie mogłem zaprzeczyć, że
sprawia mi ta cała sytuacja ogromną radość. Nie musiałem długo
czekać, by poczuć słony smak spermy na języku. James krzyknął
głośno, gdy po jego ciele rozlała się fala rozkoszy. Chwilę
później leżał już na łóżku, oddychając ciężko. Popatrzyłem
na niego z łagodnym uśmiechem i ze zdziwieniem spostrzegłem, że
blondyn zasnął. Pokręciłem głowa rozbawiony. Przykryłem go
kołdrą. Mimo wszystko cieszyłem się, że zasnął. Nie chciałem
tego robić, gdy był po kilku drinkach. Chciałem, by ta noc była
przez niego zapamiętana. Chciałem, by był pewny naszych uczuć.
Dlatego wstałem z łózka i poszedłem do łazienki zająć się
swoim problemem. A jutro miałem zamiar zacząć się zajmować MOIM
Jamesem.
***
James
Mrrr
było mi bardzo przyjemnie i błogo. Przywróciłem się na bok,
otworzyłem oczy i zaciągnąłem się pięknym zapachem wanilii oraz
lilii. Spadłem na łóżku, zauważając, że nie jestem u siebie w
domu, ani tym bardziej w swoim łóżku. Czy wczoraj do czegoś
doszło pomiędzy mną a doktorem od siedmiu boleści? Pamiętam
tylko, że mnie położył na łóżku i... zrobił dobrze. A
później... pustka. Wstałem w łóżka. Zauważyłem, że nie mam
na sobie swoich ubrań. Tylko za dużą, czarną koszulkę z długim
rękawem i moje czerwone bokserki. Usłyszałem czyjeś ciche kroki
oraz krzątanie w kolejnych pomieszczeniach. Ruszyłem w stronę
lekko uchylonych drzwi. Przeszedłem przez krótki korytarz i
wyszedłem do średniej wielkości jasnej kuchni. Przy kuchence stał
Scott, ubrany tylko i wyłącznie w ciemne jeansy. Mężczyzna robił
właśnie jajecznicę, przy okazji nucił sobie jakaś piosenkę.
Podszedłem do stołu stojącego naprzeciwko kuchenki, usiadłem na
nim wygodnie i przyglądałem się pięknym plecom doktorka. Chyba
powinienem się przywitać - pomyślałem. Lekko czerwony
powiedziałem:
-
D-d-d-dzień dobry... - wyszeptałem, spuszczając wzrok na moje
nagie nogi.
***
Scott
Stałem
w kuchni i szykowałem śniadanie. James wciąż spał, więc mogłem
spokojnie przemyśleć wszystko. Planowałem od dzisiaj już zdobywać
mojego ślicznego. W głowie układałem powoli plan. Wiedziałem, że
nie mogę postępować zbyt gwałtownie. Nie chciałem, by się do
mnie zraził i…
-
D-d-d-dzień dobry. - usłyszałem za sobą niepewny głos. James
siedział przy stole, wpatrując się w swoje kolana. Zmniejszyłem
gaz pod patelnią i podszedłem do niego. Widząc jego zachowanie,
wiedziałem o co chodzi. Jakby nie patrzeć, jako psycholog łatwo
odgadywałem takie rzeczy. Chłopak po prostu czuł się niepewny i
skołowany.
-
Dzień dobry. Nie wstydź się. Przecież wczoraj nic się nie stało,
a poza tym, zależny mi na tobie i chcę, żebyś się
uśmiechnął. - blondyn spojrzał na mnie niepewnie.
-
A nie myślisz teraz o mnie, jak o kimś łatwym? - zmarszczyłem
brwi. Nie spodziewałem się, że ceni on siebie tak nisko.
Pokręciłem głową, obejmując go lekko ramieniem.
-
Oczywiście, że nie jesteś kimś cudownym. Nie myśl o sobie w ten
sposób - powiedziałem i podszedłem do kuchenki. Nałożyłem nam
jedzenie i ponownie się odezwałem: - Smacznego. Po śniadaniu
przejdziemy się gdzieś. - James zareagował na to szerokim
uśmiechem. Czas mu pokazać, jak bardzo jest dla mnie ważny.
***
James
To,
co powiedział Scott, bardzo mnie ucieszyło. W końcu ktoś, kto nie
ma mnie za kogoś łatwego. Szybciutko zjadłem śniadanie i już
miałem pobiec do łazienki zacząć się przygotowywać, lecz...
-
E-e-em ? Scott?
-
Co jest?
-
Gdzie tu jest łazienka i w ogóle, w co ja mam się ubrać? -
spytałem, lekko się rumieniąc. Mężczyzna zaśmiał się głośno,
zaprowadził mnie do małej, lecz przytulnej łazienki. Zanim
wyszedł, pokazał mi, gdzie znajdują się ręczniki oraz jak z
łazienki przejść do jego garderoby! On na garderobę! Nie to, co
ja, tylko szafę w pokoju. Już chciałem zamknąć drzwi, kiedy
starszy mężczyzna chwycił je i przez szczelinę między nimi
powiedział:
-A
może weźmiemy go razem?
Fuknąłem
zawstydzony i zamknąłem mu drzwi przed nosem. Rozebrałem się, a
następnie wyszedłem pod strumień wody. Na moich ustach cały czas
widniał delikatny uśmiech.
***
Scott
Widząc
minę Jamesa, nie mogłem powstrzymać się od śmiechu. Mój śliczny
i zawstydzony blondyn. Zadowolony poszedłem do garderoby, przebrałem
się i poszedłem do salonu, by tam na niego poczekać.
-
Eee, Scott? - za mną stał James. Wyglądał na dość
zawstydzonego. Uśmiechnąłem się do niego.
-
W porządku. Idziemy do parku, a potem pójdziemy do mnie do gabinetu
- powiedziałem zadowolony, na co odpowiedział mi zdziwiony wzrok
Jamesa.
-
Do ciebie... do gabinetu? Ale po co?
-
Po co? Po to, byś zaczął się otwierać i opowiadać swoje obawy.
Poza tym, musimy się lepiej poznać, nie uważasz?
Wyszliśmy
ode mnie z bloku i poszliśmy do parku. Szliśmy przez jedną z
alejek, oglądając kwiaty świeżo zasadzone. James rozglądał się
zachwycony. Mijaliśmy rodziny z dziećmi, na co chłopak odpowiadał
szerokim uśmiechem. Hmm, my też tak kiedyś będziemy spacerować.
Doszliśmy
w końcu do mojego gabinetu. Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Po
chwili jednak się odezwałem:
-
No to, zaczniesz mówić?
No
i zaczął. Opowiadał o tym, jak zawsze przyciągał uwagę
chłopaków. Jak w wieku 18 lat dostał wysokiej gorączki i
wylądował w szpitalu oraz jak po zrobieniu badań okazało się, że
jego organizm wytwarza odpowiednie komórki i jest w stanie urodzić
dzieci. Na studiach spotykał się z pewnym chłopakiem, ale ten
chciał od niego tylko seksu, a gdy się nie zgodził, opowiedział
wszystkim o tym, że James może rodzić dzieci i zostawił go. A
także o swojej miłości. Chłopak był od niego starszy o dwa lata.
Zakochał się w nim. Był bardzo szczęśliwy, chłopak opiekował
się nim nigdy nie nalegał na seks, aż do pewnego momentu…
-....i
poszliśmy na imprezę. Było świetnie, ale kiedy się upił
za-zaciągnął mnie do pokoju. Zaczął rozbierać, próbowałem się
wyrwać, ale nie mogłem. Ciągle krzyczał, że był długo
cierpliwy, ale czas, bym wreszcie dał się przeruchać. Powiedział,
że chce mieć bękarta i że ja mu go dam. Gdyby nie to, że na tej
imprezie był też mój przyjaciel, to nie wiem, jakby się to
wszystko skończyło. - zakończył, spuszczając głowę. Patrzyłem
na niego ze smutkiem. Nie wiedziałem, jak mogę mu dać pocieszenie,
mimo że jestem psychologiem, to nie wiedziałem.
-
Ja... hmm. Gdy miałem dziesięć lat, moi rodzice się rozwiedli...
- zacząłem. Wydawał mi się to dobry pomysł, otworzyć przed nim.
- ...ojciec odszedł ze swoją nową rodziną, a ja zostałem z mamą
i młodszym bratem. Wiesz... mama to wszystko źle znosiła.
Obwiniała mojego braciszka o to. Bo gdyby się nie urodził, dalej
byłaby piękna. Wiedziałem, że potrzebuje pomocy, ale nie
wiedziałem, jak jej ją dać. Któregoś razu, gdy wróciłem ze
szkoły, znalazłem mojego braciszka uduszonego… moja mama
natomiast leżała z podciętymi żyłami w wannie. - James wpatrywał
się we mnie ze zdziwieniem. - Dlatego ja rozumiem, że czujesz się
źle. Że ciężko ci o wszystkim zapomnieć, ale nie możesz się
zamykać. Ja długo czułem się źle, ale zrozumiałem w końcu, że
gdyby moja mama otrzymała pomoc… i dlatego widzisz mnie właśnie
w tym gabinecie. Chodzi mi o to, że musisz się pogodzić ze swoją
przeszłością - powiedziałem. James wpatrywał się we mnie
zdziwiony, a potem podbiegł do mnie i ze łzami wtulił się we
mnie.
-
Spróbuję, a-a-ale pomożesz mi? - zapytał cicho.
-
Oczywiście, że ci pomogę, a wiesz dlaczego? Bo od dwóch lat myślę
tylko o tobie, a od roku... kocham cię. I chcę, żebyś mi na to
pozwolił. - blondyn wpatrywał się przez chwilę w moje oczy, po
czym pocałował w usta. Wydaje mi się, że nie po raz ostatni.
***
epilog***
James
Od
mojej pierwszej wizyty u Scotta w gabinecie minął prawie rok.
przychodziłem do niego dość często; raz jako osoba, która
potrzebuje się wygadać, pacjent, innym razem jako... jego partner.
Tak, zostaliśmy po pewnym czasie oficjalnie parą. Przez ten czas
bardzo mi pomógł. Przestałem się obawiać i pozwoliłem się mu
do siebie zbliżyć. Był czuły, delikatny i przez cały czas
udowadniał mi, że jestem dla niego naprawdę ważny. Teraz, kiedy
moja ,,terapia” się zakończyła, szedłem się z nim rozliczyć.
Oczywiście, były to tylko formalności, bo tak na prawdę, nic mu
nie miałem płacić. Choć, po dzisiejszej wizycie u lekarza, mogłem
powiedzieć, że po tych owocnych terapiach z pewnością coś
uzyska.
Wjechałem
windą na piętro i ruszyłem prosto do jego gabinetu. Zapukałem.
-
Wejdź, śliczny. - Scott jak zwykle siedział za biurkiem z nosem w
laptopie. - Czyli co, pomogłem ci, mój ulubiony pacjencie? -
zapytał z błyskiem w oku.
-
Och, ależ pomogłeś, doktorku - powiedziałem, podchodząc do
niego. Brunet odwrócił się w moją stronę, a ja usiadłem mu na
kolanach okrakiem, zarzucając ręce na szyję. - I wiesz, że nawet
zarobiłeś?
-
Oczywiście, że wiem. Mam teraz ciebie - powiedział, całując mnie
w policzek. Pokręciłem głową.
-
Nie tylko. Chyba zapomniałeś, o czym ci kiedyś mówiłem -
powiedziałem i wyjąłem ze swojej torby wyniki badań oraz zdjęcie
USG. - Jak widzisz, twoja terapia była bardzo owocna. Musisz teraz
ten owoc zebrać. - Scott patrzył przez chwilę z niedowierzaniem,
by w następnym momencie zerwać się z miejsca i okręcić mnie w
okół własnej osi.
-
Och, zbiorę i to z chęcią. Ten i nie tylko. - słysząc to,
uśmiechnąłem się tylko. Tak, ta cała terapia z pewnością mi
pomogła. Pomogła znaleźć miłość i szczęście w czyiś
ramionach.
jakie to było kawaiii <3
OdpowiedzUsuńsweet :)
OdpowiedzUsuńPo prostu przepięknie, tylko szkoda, że to już koniec :)
Dużo weny :)
Pozdrawiam :)
Witam,
OdpowiedzUsuńzaczęłam czytać niedawno opowiadania tutaj, i musze powiedzieć, że są ciekawe, lekko się je czyta... i czekam na dalsze...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Przeczytałam to opowiadanie w całości i stwierdzam, że to jest okropne. Bardzo dużo błędów. Interpunkcja! Oraz skąd ten pomysł o rodzeniu dzieci przez mężczyznę?! MASAKRA. Nie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńHmm drogi anonimie po pierwsze jeśli chodzi o błędy: każdy jest człowiekiem i takowe popełnia. Czy to ja jako autorka bądź Ash czy też osoba która teksty sprawdza.
UsuńCo do pomysłu że mężczyzna rodzi dzieci to ten pomysł nazywa się mpreg (male pregnant ). Nasze opowiadanie nie jest pierwszym opowiadanie z tym wątkiem więc nie rozumiem o co ci chodzi.
Również nie pozdrawiam
OfeliaRose
Bardzo dobrze mi się czytało to opowiadanie. Serio! Dawno się tak nie uśmiałam. Hm. Ogólnie, sama koncepcja obleciałaby, gdybyście zrobiły z tego komedię, farsę, ale traktując to poważnie, powstała tragedia. Stylistycznie nie jest najgorzej, ale interpunkcja kuleje. Co do samej fabuły... Przecież tu totalnie brakuje logiki. No przepraszam, ale ciężko mi ją zauważyć, gdy najpierw dochodzi do zbliżenia, a dopiero później Scott chce poznać Jamesa. Zresztą, o czym ja mówię, sam pomysł takiej terapii jest bez sensu; psycholog nie może robić takich rzeczy! Tu nic nie trzyma się kupy, pomijając już samą głupotę motywu mpreg (o którym już słyszałam), poprzez wasze postaci, aż po brak znajomości realiów... czegokolwiek! Serio. Powinnyście lepiej przemyśleć ten pomysł, bo naprawdę, miałby on potencjał, gdyby został potraktowany z humorem i przymrużeniem oka.
OdpowiedzUsuńTak patrząc na odpowiedź powyżej... owszem, każdy jest człowiekiem, ale jeśli już się coś publikuje, to powinno się błędów wystrzegać.
Pozdrawiam i życzę powodzenia; macie pewien potencjał, tylko nad tym popracujcie.